niedziela, 17 lipca 2016

Zestaw #10 - Biały kruk nad jeziorem.

Dwurzędowa biała marynarka to prawdziwy, a jakże, biały kruk. Znaleźć taką, która przy okazji nie będzie stylistycznym potworkiem, to nie lada wyzwanie. W zeszłym sezonie mi się to udało, ale marynarka odczekała prawie cały rok w szafie. Dziś, po wielu poprawkach (i jednej przedpremierowej sesji), mogę Wam ją pokazać w całej okazałości. Pora znowu postawić żagle!

Biel jest kolorem jednocześnie trudnym i łatwym w męskiej garderobie. Z jednej strony od lat utrzymuje się jako największy klasyk w przypadku koszul, czy t-shirtów, z drugiej, faceci jak ognia unikają jej na większych partiach garderoby jak spodnie, czy marynarki. Tymczasem biały wcale nie jest taki straszny. Nie tylko jest kolorem wyjątkowo wdzięcznym do łączenia z innymi, ze względu na swoją neutralność, ale doskonale sprawdza się latem.


Jasne kolory przyciągają mniej promieni słonecznych, więc wolniej się nagrzewają, dzięki czemu jest nam mniej gorąco. Oczywiście sam kolor nie załatwia sprawy, ale w połączeniu z odpowiednim materiałem potrafi zdziałać cuda.

Moja marynarka to wyprzedażowy łup, za, jeśli mnie pamięć nie myli, mniej niż 150 złotych. Wykonana z dość grubego lnu o otwartym splocie. Nie jest śnieżnobiała, to raczej biel lekko przybrudzona, coś jak kość słoniowa. Dzięki temu ma nieco swobodniejszy charakter. Najlepsze w niej jest jednak to, że ma bardzo lekką konstrukcję. Małe wypełnienia w ramionach i brak podszewki sprawiają, że jest wygodna i bardzo przewiewna. Musiała jednak przejść kilka poprawek, by leżeć na mnie tak jak na zdjęciach, a i to jeszcze nie jest mój ideał. Skrócone zostały rękawy, a całość zwężona tyłem i bokami. Więcej raczej nie da się zrobić, ale to w końcu tylko marynarka z sieciówki, nie ma co oczekiwać bespoke'owego dopasowania. Leży nieźle i to mi póki co wystarcza. Klapy, choć o ciekawym kształcie, są dość wąskie, ale przy mojej szczupłej budowie, nie razi to aż tak bardzo.


Spodnie dobrałem zgodnie z prostą zasadą: ciemna góra - jasny dół, jasna góra - ciemny dół. Wybór padł na granatowe spodnie od bawełniano-lnianego garnituru, by materiałowo miały zbliżony charakter do marynarki. Nie bez znaczenia był również komfort ,jaki zapewniają w trakcie upału. A poza tym, są diablo wygodne i wyjątkowo je polubiłem. Kto wie, czy nie skuszę się na jeszcze jedną taką samą parę? Dzięki temu garnitur, nawet rozkompletowywany dość często, posłuży mi dłużej.

Spodnie nie mają mankietu, ale często podwijam je gdy jest gorąco, aby odsłonić kostkę. Taka krótka nogawka jakoś lepiej mi pasuje do ich letniego charakteru. Zamiast paska postanowiłem wykorzystać sznur, który kupiłem kiedyś w komplecie z szortami. Od zawsze budził we mnie takie żeglarskie skojarzenia, więc do tego zestawu pasował jak ulał.


Koszule testowałem dwie. Granatową popelinę i twill w niebieskie paski. Granatowa wydawała mi się oczywistym wyborem - mocny kontrast dla marynarki, to przecież musi świetnie wyglądać. Problem zaczął się, gdy trzeba było dobrać krawat lub gdybym chciał zdjąć marynarkę. Zrobiło się nieco zbyt niebiesko. Mimo wszystko jakoś się udało, a ja bardzo lubię to połączenie. Szczególnie, że krawat połączył oba elementy, tworząc słynną "klamrę kolorystyczną" ;)

W drugim podejściu, padło na widziany już w poprzedniej części, niebieski pasek. Tym razem, to koszula łączyła spodnie i marynarkę, a krawat miał dać mocniejszy akcent na froncie. Z dwóch powyższych, osobiście wolę pierwszą propozycję, i choć krawat w kraby jest ekstra, to jednak wygrał mocniejszy kontrast.

A jeśli o krawatach mowa, to te, wcale nie było tak łatwo dobrać. Biała dwurzędówka stanowi ambitne towarzystwo, do którego nie każdy krawat będzie pasował. Nie chodzi nawet o kolor, ale również o krój i fakturę, a w tym wypadku, przede wszystkim o okoliczności. Chciałem wybrać coś, co albo będzie na tyle nieformalne, by pasowało do reszty ubioru, albo będzie budziło jednoznaczne żeglarskie skojarzenia. Już przed sesją wiedziałem, że na pewno wykorzystam różowe kraby, nie byłem tylko pewny w której kombinacji. Szybko się okazało, że wystarczyło tylko dobrać poszetkę i et voila, gotowe. Przy okazji, to jeden z prostszych trików, na dopasowanie tych dwóch elementów. Wybieramy krawat o spokojnym kolorze (szary, brąz, granat, burgund), z jakimś ciekawym akcentem i dobieramy poszetkę do tegoż akcentu.


Skoro zaś o detalach mowa, to nie sposób nie wspomnieć o tych najdrobniejszych. Tych, które na pierwszy rzut oka są niezauważalne, ale to taki smaczek, który szkoda przegapić. Zwróćcie uwagę na spinki do mankietu na powyższym zdjęciu. Ten nietypowy gadżet, który wygląda jak poler (uchwyt, do którego wiążemy cumy/liny), idealnie wpisał się w charakter sesji. Oczywiście nie mogło również zabraknąć bransoletek i okularów przeciwsłonecznych - jak lato, to pełną parą!

Jak sami widzicie, na sesji dopisywały nam świetne nastroje, bo naprawdę przyjemnie się pracowało. Doskonała pogoda, świetne towarzystwo i urokliwe otoczenie, to przepis na udane popołudnie. A czy zdjęcia wyszły dobre? Ta mina mówi wszystko:
Nie najgorsze ;)
Mam nadzieję, że druga część żeglarskiego materiału również Wam się podobała. A ja, razem z ekipą z Republic of Ties, myślę powoli o kolejnym wspólnym materiale :)

Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla chłopaków z RoT za organizację, dla Marcina za świetne zdjęcia i dla Klubu Mila Zegrzynek za gościnę.

Meander



Marynarka: Mango
Koszule: James Button
Poszetki: Republic of Ties/Macaroni Tomato
Spinki: Republic of Ties
Buty: Zara

2 komentarze: