niedziela, 14 sierpnia 2016

Felieton #7 - Wyprzedażowy zawrót głowy.


Koniec sezonu to istny raj dla tych, którzy interesują się modą, chcą się dobrze ubrać lub po prostu lubią zakupy i wydawanie pieniędzy. Sklepy wprost prześcigają się w co i rusz bardziej kuszących ofertach. Mało tego, trend się pogłębia. Wyprzedaże zaczynają się coraz wcześniej i sięgają coraz wyższych pułapów. To już nie 15% rabat dla stałych klientów, nastała pora na wyprzedaże totalne, dochodzące nawet do 80% ceny pierwotnej (sic!). Co ja sądzę na ten temat i jakie mam sposoby by odnaleźć się w tym szaleństwie? Zapraszam do lektury.

Przede wszystkim musimy sobie odpowiedzieć na pytanie co, i czy w ogóle, potrzebujemy kupić. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, warto jeszcze raz to przemyśleć, tak dla pewności. Z reguły jednak lista potencjalnie potrzebnych rzeczy rośnie szybko i końca nie widać. W moim przypadku zawsze znajdzie się coś, czego nie mam, a przecież świetnie byłoby to mieć. Rozpoczyna się więc wielka logistyczna operacja, jak zdobyć daną rzecz, a jednocześnie nie przepłacić?

Dobrym sposobem jest tworzenie list, proponuję zrobić dwie osobne. To co absolutnie niezbędne, np. choć jedna para szortów, jeśli jeszcze żadnych nie mamy lub klapki, które latem są nieodzowne na plażach/biwakach itp. Szybko okaże się, że jeśli podejdziemy do sprawy uczciwie, to ta część będzie bardzo krótka lub w ogóle okaże się pusta. I bardzo dobrze!
Możemy wtedy ze spokojem przejść do listy numer dwa, czyli naszych widzimisię. Skoro bowiem nie są to produkty pierwszej potrzeby (a nowe ubrania rzadko takimi są), to możemy na spokojnie rozłożyć zakupy w czasie, a z części po prostu zrezygnować. Bo o ile granatowa koszula z lnu w różowe ciapki może pięknie wyglądać na modelu w internecie, to nie koniecznie musimy ją mieć w swojej szafie.

Zainspirowany dandysią ideą kapsułkowej garderoby postanowiłem i nad swoją szafą popracować tak, by łatwo było łączyć jej poszczególne składowe. Trzeba się zatem skupić na podstawowych krojach i fasonach oraz bazowych kolorach. Dlatego wraz z początkiem wyprzedaży mniej więcej wiedziałem czego potrzebuję i na czym warto się skupić. Takie konkretne zaplanowanie sobie wydatków, pozwala ograniczyć te dodatkowe, na rzeczy, które akurat wpadną nam w oko, ale nie są niezbędne. Zanim jeszcze zaczęły się wyprzedaże przejrzałem oferty sklepów, do których najczęściej zaglądam by zobaczyć, czy znajdzie się w nich coś ciekawego i dla mnie. Z wyszukanych rzeczy wyselekcjonowałem te, które uznałem za najbardziej przydatne i uniwersalne. Wiedziałem, że najwyższa pora na nową marynarkę oraz kilka par spodni i buty. To były moje priorytety. Następnie przyszedł czas na żmudne poszukiwania i czekanie. Dużo czekania.

Zatem etap pierwszy - planowanie, oraz etap drugi - wyszukiwanie, miałem już za sobą. Dodałem kilka zakładek w przeglądarce, wrzuciłem wybrane produkty do aplikacji śledzącej wyprzedaże i rozpocząłem oczekiwanie, aż ceny staną się przystępne. Na tym etapie musicie wziąć pod uwagę, że niektóre produkty znikają z półek dużo szybciej niż inne! Dlatego część rzeczy kupiłem wcześniej (np. marynarki, noszę popularny rozmiar, który szybko się wyprzedaje), na niższych promocjach, by nie obejść się smakiem. Niestety, trzeba śledzić sytuację na bieżąco, inaczej sporo można przegapić.
Na pierwszych wyprzedażach kupiłem dwie marynarki i kilka par spodni, ot, by mieć co na siebie założyć ;) Potem przyszedł urlop i drobna przerwa od sieci, więc gdy po powrocie sprawdziłem co ciekawego jeszcze zostało do kupienia, natknąłem się raczej na pustki i pojedyncze rozmiary. Plan był jednak wykonany, było co na grzbiet założyć, więc spokojnie mogłem obserwować sytuację i czekać na swoją okazję. 

Trafiło się ich kilka: dwurzędowy blezer z metalowymi guzikami z wełny za 99 pln, oliwkowe spodnie, których tak długo szukałem za 39,90 pln, czy wreszcie długo poszukiwana jeansowa koszula z włoskim kołnierzykiem za 90 pln. Trochę łut szczęścia - marynarka i koszula to ostatnie sztuki, a trochę zwrot zainwestowanego czasu (w sumie ponad 6h na zakupach w ciągu dwóch dni.. uff). 

Konkluzja jest prosta, na wyprzedaże warto jest być przygotowanym, a przede wszystkim cierpliwym. Szczególnie jeśli nosicie nietypowe rozmiary (bardzo małe luba bardzo duże), które najdłużej zalegają na półkach. Polityka cenowa większości popularnych marek jest oparta na wysokiej marży wyjściowej, którą spokojnie można zmniejszać na czas wyprzedaży. To właśnie dlatego sklepom opłaca się sprzedawać produkty przecenione o 50, czy nawet 70%. Dla rynku, a szczególnie dla konsumentów nie jest to dobre rozwiązanie, bowiem przyzwyczaja ludzi do ciągłych obniżek i bardzo niskiej wartości produktu w cenie wyjściowej. Na szczęście są już na polskim rynku marki, które przyjmują odwrotną politykę i wyprzedaże robią rzadko lub wręcz wcale, a sprzedają dobry produkt w uczciwej cenie, ale o nich napiszę przy następnej okazji.

Jeśli jednak szukacie taniego sposobu na uzupełnienie garderoby, to właśnie wyprzedaże są na to świetnym sposobem. Wciąż warto szukać na nich produktów dobrej jakości, bo czasem lepiej mieć jedną porządną parę spodni, niż trzy kiepskie. Warto również korzystać z prawa zwrotu - przymierzyć na spokojnie w domu, a w razie wątpliwości po prostu oddać do sklepu i otrzymać pieniądze z powrotem. 

Wiem, że faceci nie przepadają za zakupami, ja też nie koniecznie lubię biegać po sklepach. Dlatego większości zakupów albo dokonuję, albo planuję przez internet. Oglądam asortyment, sprawdzam rozmiary, monitoruję ceny, a wreszcie kupuję i ew. zwracam. Czasem jednak warto wyskoczyć do sklepu, bo często rzeczy już niedostępne w internecie, znajdziemy jeszcze stacjonarnie na półkach.

Ale, a propos półek, jest w tym wszystkim łyżka dziegciu. Skoro zaś jesteśmy przy felietonowej formie, pozwolę sobie podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami. Porządek w sklepach. Opowieści o dantejskich scenach, które potrafią się wydarzyć na wyprzedażach wcale nie bywają przesadzone. To jak wyglądają niektóre stoiska, woła o pomstę do nieba. Aż współczuje się patrząc na pracowników, którzy po raz enty porządkują tę samą kupkę spodni, bo komuś nie chciało się ich złożyć. Nigdy tego nie zrozumiem, jak można tak nie szanować czyjegoś czasu i pracy. Jasne, zdarza się, że się śpieszymy lub nie wiemy jak złożyć coś tak samo jak ekspedient, ale wystarczy wtedy zrobić to jakkolwiek, a i tak zachowamy większy porządek niż rzuciwszy rzecz byle jak. Poza tym, jak Kuba Bogu.. - zapewne szybciej uzyskamy pomoc od osoby, którą poprosimy o nią z uśmiechem, niż gdy rzucimy "ej, ty, gdzie przymierzalnia?!". Uprzejmość, to mała rzecz, a cieszy, dlatego warto o nią zadbać na co dzień.
Meander
Źródło grafiki tytułowej: psdgraphics.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz