niedziela, 22 maja 2016

Felieton #5 - Zachłysnęliśmy się wolnością.


Uwaga! Ten felieton może zawierać sporo wydumanych spostrzeżeń, nie popartych naukową analizą. To nie artykuł socjologiczny. To tylko moje wrażenia i opinie, zbudowane na podstawie obserwacji. Jednak teza jest dość kontrowersyjna - zachłysnęliśmy się wolnością. Upadek komunizmu, napływ wzorców z Zachodu i wreszcie silnie promowany trend na indywidualizm sprawiły, że każdy z nas chce wyglądać niepowtarzalnie. Ja też. Ale, czy w pogoni za tym by jakoś się wyróżnić, czasem nie przesadzamy? Zapraszam do lektury.Wróciłem wczoraj ze świetnego wydarzenia - Warszawa pod krawatem 4. Relacja pojawi się niedługo na blogu, czekam na zdjęcia. W skrócie - około 100 eleganckich mężczyzn i pięknych kobiet, niezwykła atmosfera, ciekawi goście i wiele rozmów ze starymi i nowymi znajomymi. A przy okazji kilka spostrzeżeń. Spostrzeżeń, które można poczynić obserwując środowisko facetów zainteresowanych elegancją, czy modą w ogóle. To właśnie wczoraj wykiełkował pomysł na ten wpis. W końcu, spotkać tak wielu mężczyzn w marynarkach i krawatach w jednym miejscu, to nie lada rzadkość. Szczególnie jeśli krawaty są ładnie zawiązane, a marynarki dobrze dopasowane. Pojawia się jednak pokusa, by zaszaleć ze strojem. Jakoś się wyróżnić na tle innych. Ta pokusa towarzyszy nam bardzo często i gdy jej ulegamy, nie zawsze przynosi to korzyść dla naszego wizerunku. 

Dobra, dość tych teoretyczno-filozoficznych wstępów, do czego piję? Do tego, że często przesadzamy ze swoim ubiorem. Zdarzało mi się to nagminnie i wciąż nie potrafię tego do końca uniknąć. Zamiast założyć coś stonowanego, wybieramy coś krzykliwego. Niepotrzebnie utrudniamy i przesycamy zestawy, a czasem wcale nie jest to potrzebne. Chyba wszak najtrudniej jest stworzyć zestaw, który mimo iż prosty, będzie wpadał w oko. Do tego jednak potrzebne jest własne oko, wyczucie i znajomość zasad. Dużo prościej jest wrzucić na siebie kilka ciekawych elementów licząc, że wspólnie stworzą coś jeszcze lepszego. 

Niestety, najczęściej jest zupełnie odwrotnie. Wybieramy kołnierzyk ze szpilką do koszuli typu winchester w prążek, marynarkę dwurzędową 6x2, do tego krawat w pasy, spodnie w kratę, monki i skarpety w grochy, a na głowę wciskamy kapelusz z wstążką nawiązującą do wzoru na poszetce. Tylko po co? Po co tak komplikować? Jasne, wszystkie wymienione powyżej elementy są świetne. Jednak przy takim natężeniu, żaden z nich nie może odpowiednio wybrzmieć. Giną we własnym natłoku.

Od kiedy jakiś czas temu uderzyła mnie ta refleksja, staram się uważnie przyglądać nie tylko otoczeniu, ale również swoim starym zestawom. W większości są przeładowane. Czasem, teoretycznie są ułożone zgodnie z zasadami, ale mimo to i tak zostaje wrażenie przesytu. Wciąż mam takie ciągoty, lubię dołożyć coś ekstra, ale ostatnio staram się ograniczać. Stawiać na jeden/dwa wyraźne akcenty, a z pozostałych elementów tworzyć tło. Taka idea przyświecała mi w trakcie kompletowania ubioru na WPK4 i chyba się udało - ocenicie już niedługo na zdjęciach.

Oczywiście, wydaje mi się to całkiem normalne, że mocno angażujemy się w nowe hobby. Chcemy popisać się wiedzą, pozytywnie wyróżnić, pokazać na co nas stać. Sam przez to przechodziłem/dzę. Warto jednak mieć z tyłu głowy myśl, że to nie zawsze musi być najlepsze rozwiązanie. Czasem dobrze jest wybrać coś prostego - tego powinniśmy się uczyć od Włochów, czy Anglików, których uważamy za stylowe narody. Prostoty. 

Po przewrocie ustrojowym i otwarciu Polski na zachód, nasze społeczeństwo przeżyło pewien szok. Nagle mogliśmy przestać się ubierać szaro-buro i jednako, w końcu pozwolić sobie na indywidualny styl. Mam jednak poczucie, że czasem w pogoni za tym indywidualizmem, stawiamy o jeden krok za daleko. Wolność wyboru pozwala nam nosić co chcemy. Nic nas nie ogranicza. Na tej podstawie opierał się ruch hipisowski, który pojawia się w tytułowym zdjęciu. Coś mi się jednak wydaje, że elegancki facet nie musi być aż tak ekscentryczny i wolny jak dzieci-kwiaty. 

Swoboda wyboru pozwala mu ubierać co zechce i kiedy zechce, ale warto pracować nad swoim zmysłem smaku i umiejętnością dopasowania stroju do sytuacji. Według wielu klasyków ubioru, to jest właśnie cecha, która definiuje prawdziwego eleganta i gentlemana.

Meander

Źródło zdjęcia tytułowego: youtube.com

2 komentarze:

  1. Dzień dobry, zgadzam się z główną tezą Pana artykułu. Ten przesyt w ilości i różnorodności stosowanych elementów ubioru jednocześnie jest zupełnie nieuzasadniony. Warto się powstrzymywać i zapanować nad tym, by nie popaść w śmieszność i karykaturę własnej osoby.
    Mimo to, obserwując otoczenie i ulicę, zwykłych zjadaczy chleba, chyba tego zagrożenia nie ma. Wręcz przeciwnie - panuje szarość, t-sirty i krótkie spodnie :-)
    Pozdrawiam Pana,
    Garderobiany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że jest albo tak, albo siak, a najtrudniej o ten wyważony złoty środek ;)

      Usuń