Oba zestawy zostały sfotografowane jesienią zeszłego roku. Dzielił je tydzień lub dwa odstępu (wybaczcie nieścisłość, nie pamiętam dokładnie), więc możemy założyć, że powstał w podobnych warunkach pogodowych. Podstawę miała stanowić marynarka i spodnie, a tytułową drobną zmianę reprezentują koszula i dodatki. Płaszcz przydał się jako okrycie wierzchnie, gdyż w trakcie robienia zdjęć było dość chłodno.
Płaszcz to w zasadzie bliźniaczy model tego, który pojawił się w poprzednim wpisie. Również wykonany z mieszanki wełny z kaszmirem, więc niezwykle miękki i przyjemny w noszeniu. W przeciwieństwie do swojego granatowego bliźniaka, beżowy model nieco bardziej rzuca się w oczy i uchodzi za bardziej "modny". Osobiście jestem większym fanem granatowego, ale i temu nie mogę odmówić uroku, szczególnie w połączeniu z brązowymi akcentami.
Ujęcie prawie jak z rozkładówki GQ ;) |
Marynarkę i spodnie znacie już z pierwszej części. Przypomnę więc pokrótce, że marynarka to przerobiony model z sieciówkowych wyprzedaży, który może nie jest idealny, ale służy mi całkiem dzielnie. Dość sztywny materiał okazał się dobrze sprawdzać w codziennym użytkowaniu bowiem nie gniecie się zbyt mocno i dobrze trzyma fason. Spodnie to jeszcze bardziej przerobiony model (dwa rozmiary w dół) nietypowych jeansów, które postanowiłem nosić w wersji a'la eleganckiej. Denim, z którego zostały wykonane, nie jest bardzo gruby i ma nieco połyskujący, śliskawy chwyt, co upodabnia go do spodni garniturowych. W pierwszym wpisie zapowiadałem ich dalsze przeróbki i tak też się stało, ale uda dalej się marszczą ;) Niewiele można już z tym zrobić, po części to efekt mocnych ingerencji w krój, po części mojej budowy nóg.
Koszula jest głównym bohaterem tej drobnej zmiany. Formalność detali stoi na tym samym poziomie co poprzednio (jeśli nie wyższym) - szeroko rozcięty kołnierzyk i mankiety portofino. Mimo tego, ze względu na wybraną tkaninę, ma ona nieco mniej oficjalny charakter niż jej białą poprzedniczka. Niebiesko-biała pepita okazała się świetnym wzorem koszulowym, nie tylko z daleka zlewa się w jednolity błękit, ale dodaje tkaninie delikatnej faktury, a przede wszystkim charakteru. To dla mnie wzorcowy model koszuli do smart-casualu - łączy stosunkowo formalny krój i dość nieformalną tkaninę. Oczywiście można by było założyć po prostu błękitną lub białą koszulę, ale kupienie takiej nie stanowi ogromnego wyzwania. Mój model jest zaś jedyny w swoim rodzaju i to jest to, co lubię w nim najbardziej.
Do szarości i błękitu, według mnie, świetnie pasują wszelkie odcienie brązu. Teoretycznie to zestawianie bar zimnych z ciepłymi i nie powinno się udać, ale ja je bardzo lubię. Brąz na często ginie wśród innych kolorów i wydaje się nijaki, W tym połączeniu, na tle spokojnego błękitu i jeszcze spokojniejszej szarości, ma szansę wybrzmieć i pokazać się z tej najlepszej strony.
Krawat to wariacja na temat wełnianego donegal'u, stąd charakterystyczne białe kropeczki o nieregularnym rozmieszczeniu. Poszetka z kolei to piękny drukowany jedwab z florystycznym motywem paisley. Całość dopełniają bordowo-granatowe szelki (póki co mój jedyny egzemplarz) oraz szal z geometrycznym motywem i połączeniem brązu i pomarańczowego.
Sztyblety również znacie z poprzedniego wpisu. Mimo iż ten rodzaj butów niezmiennie mi się podoba, to nosząc ten model, nabrałem doń nieco dystansu. Okazuje się, że dobre sztyblety to nie taka prosta sprawa i mój sieciówkowy placeholder kiepsko zdaje egzamin. Wszystko przez dość szerokie ujście cholewki, które sprawia, że nogawka spodni zahacza się u góry podczas chodzenia. To niesamowicie irytujące i dlatego bardzo rzadko noszę te buty. Trzeba rozejrzeć się za czymś o lepszej jakości ;)
Jak widzicie, przy zestawieniu dość bazowych elementów, nawet przy wykorzystaniu kilku drobnych wzorów, nie mamy wrażenia przesytu. Obracając się w odcieniach dwóch, trzech kolorów łatwiej jest je między sobą łączyć. Mnie szczególnie przypadło do gustu połączenie brązu, błękitu i szarości, któe od tamtej pory bardzo często pojawia się w moich zestawach.
Drobna zmiana to miniseria, która miała Wam pokazać, że przy zmianie zaledwie kilku elementów zestawu, ale pozostawieniu głównych składowych, możemy uniknąć nudy i powtarzalności, minimalizując jednocześnie liczbę potrzebnych nam ubrań. Chcielibyście zobaczyć kolejny wpis w ramach tej serii? Może macie jakieś propozycje zestawów do porównania? Dajcie znać w komentarzach i do następnego!
Meander
Fotograf: Marcin Wąsikowski
Płaszcz: Macaroni Tomato (wypożyczony na potrzeby sesji)
Marynarka: Mango
Spodnie: H&M
Koszula: Macaroni Tomato MTM
Krawat: Miler Menswear
Poszetka: Dignito
Szal: Macaroni Tomato (wypożyczony na potrzeby sesji)
Szelki: Pewienpan.pl
Buty: H&M
*produkty marek , których nazwa jest pogrubiona zostały mi przekazane nieodpłatnie w ramach współpracy promocyjnej
No no, klasa sama w sobie. Mi chyba też bardziej się podoba granatowy płaszczyk z Twojego poprzedniego wpisu, ale ten wygląda bardziej retro :)
OdpowiedzUsuńMi już faza na beżowe płaszcze minęła, bo ostatnio ciągle nosiłem jeden. Teraz pora na coś szarego ;)
UsuńBrązowe elementy jakoś tak ocieplają całą stylizację, mnie się podoba :)
OdpowiedzUsuńBrąz jest w porządku, rzeczywiście ociepla cały strój :) w takiej stylizacji na pewno można zrobić niemałe wrażenie na płci pięknej ;) zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńSuper stylizacje!
OdpowiedzUsuń